„Wszechwładny i zaślepiony”, „Traktuje podwładnych jak zwierzęta”, „Pusty i dumny jak paw”, „Szkoda tylko tych czternastu męczenników”, „Czy władze nie dostrzegają jego dyktatorskich zapędów?”, „Mniejsza już o twardą rękę, ale ten prymitywizm postępowania…”, „Nawet w trumnie będzie pewny swego. On jest katem”.
Tymi zaczerpniętymi z gazet cytatami Witold Rutkiewicz rozpoczyna swój słynny film „Kat”, którego bohaterem jest Hubert Jerzy Wagner – jednak nie Wagner-sportowiec, ale przede wszystkim Wagner-trener.
Nie bez powodu więc następny kadr filmowy to obraz ciężkiej, katorżniczej pracy, jaką wykonują jego podopieczni przed igrzyskami olimpijskimi w Montrealu. Hubert Wagner zapytany po latach, czy legendy o jego treningach zawierają chociaż odrobinę prawdy, odparł: „Nie. Pracowaliśmy jeszcze ciężej, niż się opowiada”.
Jak? Bieganie po górach z dodatkowym obciążeniem, na tętnie sięgającym 250 uderzeń na minutę to był trening „standardowy”. Hubert-trener siatkarzy doprowadzał ich do łez i wściekłości. Nienawidzili go, ale i kochali. Dlaczego? Bo to dzięki niemu w 1974 roku zdobyli mistrzostwo świata, wygrywając w Meksyku wszystkie 11 spotkań. Dwa lata później nasz #GameChanger powiedział: „Na igrzyska do Montrealu jedziecie po złoty medal„. I tak też się stało.