„Uznałem, że przyglądanie się przypadkowym ludziom zamkniętym w domu i filmowanym przez 24 godziny na dobę może okazać się całkiem niezłą zabawą”
To jest strasznie długa i nudna historia. Kiedy postanowiłem, że chciałbym pracować w telewizji, ogłoszenia z ofertami takiej pracy pojawiały się w różnych gazetach. Przeglądałem je więc, wysyłałem CV, a potem z reguły zapraszali mnie na zdjęcia próbne i dopiero na tym etapie okazywało się, że to program typu call tv, czyli popularny wtedy format, w którym prezenterzy namawiali widzów, żeby wysyłali smsy i dzwonili. Potem odpowiadali na durne pytania i walczyli o kasę, której nikt nigdy nie wygrywał. Uważałem, że to straszny obciach występować w takim programie, więc kiedy producenci uznawali, że się nadaję, mówiłem, że to jednak nie to i może następnym razem. Ten sam scenariusz powtórzył się z 5 albo 7 razy i już zaczynałem tracić nadzieję, ale właśnie wtedy trafiłem na casting na prowadzącego Big Brothera. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, nie było to wiele mniej obciachowe niż te programy z smsami, ale wtedy tak nie myślałem. (…) Ja uznałem, że przyglądanie się przypadkowym ludziom zamkniętym w domu i filmowanym przez 24 godziny na dobę może okazać się całkiem niezłą zabawą. I tak zacząłem pracę w niszowej, ale jednak ogólnopolskiej telewizji.
Tak mówił o swoim kluczowym momencie w życiu Jakub Klawiter w wywiadzie z Szymonem Czekajem w lutym 2017 roku. Nie chodziło jednak o samego Big Brothera, ale o chwilę, w której nasz #GameChanger przekroczył pewną granicę. Pokonał przecież w konkursie na prowadzącego popularne show kilkuset kandydatów, w tym słynnych polskich aktorów i prezenterów, jak Piotr Szwedes, czy Piotr Zelt. Jak to możliwe? Producent wykonawczy programu mówił wprost, że to Kuba Klawiter wypadł najlepiej w próbach kamerowych. Powodzenie zapewnił mu: „żywy, dynamiczny styl prezentacji oraz trafne komentarze, które przykuwają uwagę i zapadają w pamięć”.
I chociaż z perspektywy czasu nasz bohater sam uważa, że program był nieco „obciachowy”, to on właśnie otworzył mu drogę do telewizji: „Później prowadziłem kilka innych mniej i bardziej udanych programów w TV4, o których prawie nikt nie słyszał, miałem też krótki epizod z TVP, który nie ma większego znaczenia, aż w końcu do współpracy zaprosiło mnie TVN Turbo”. Tak rozpoczął się program „Nowy Gadżet”.