Blog

Artykuł przeczytasz w: 15 min

David Bowie – Ziggy Stardust i jego kreacje z Marsa

Człowiek, artysta, mit, legenda.

Artykuł przeczytasz w: 15 min
Gdy umarł, opłakiwano go na całym świecie. Chwilę potem pukiel jego włosów sprzedano na aukcji za 18 750 dolarów. Dawid Bowie ucieleśniał wszystko, czego szukamy w prawdziwym kreatorze: przesuwał granice społeczne i kulturalne w niespokojnych dla świata czasach. Do tego był wizjonerem, który nierzadko antycypował globalne zmiany, jednak najczęściej sam je inicjował.

SPIS TREŚCI

    „Wszystkie moje największe błędy wynikały z próby odgadnięcia lub zadowolenia publiczności. Moja praca jest zawsze najsilniejsza, gdy staję się w niej egoistą. (…) Jestem indywidualistą. Pracuję dla siebie”. Te słowa Davida Bowiego, chociaż zdają się aroganckie i lekceważące wobec fanów, to wyraz nie egoizmu, ale bezkompromisowości. Prawdziwy kreator i trendsetter to człowiek, który nie boi się eksperymentów, nawet gdy ich rezultaty nie są społecznie akceptowane. Ma cel, wyznacza sobie drogę do jego osiągnięcia i podąża nią na przekór wszystkim. Taki właśnie był słynny rockman. I takie były jego wcielenia.

    „David Bowie is….”

    Gdy w roku 2013 w londyńskim Victoria and Albert Museum otwarto wystawę poświęconą artyście, po wielu przemyśleniach nadano jej tytuł „David Bowie is…”. Nikt bowiem z jej pomysłodawców i twórców nie potrafił dokończyć rozpoczętego zdania. Kim był mężczyzna, który odmienił oblicze świata nie tylko swoją muzyką, ale i sposobem bycia?

    Na pewno nie był zwykłym dzieckiem. Gdy miał zaledwie 17-lat zaliczył swój pierwszy telewizyjny występ i to w samym BBC. Jako założyciel Towarzystwa Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Długowłosych Mężczyzn, publicznie protestował przeciwko dyskryminacji facetów zapuszczających włosy, zwłaszcza w świecie „po Beatlesach”.

    Już od nastolatka chciał zmiany – nie tylko muzycznej, ale i społecznej. Twórczość miała być narzędziem realizacji znacznie większego celu. Mówił:

    Poszukiwanie muzyki to jak szukanie Boga. To próba odzyskania tego, co niewypowiedziane, tego, co nie do przyjęcia, tego, czego nie można zobaczyć.

    Grał w różnych zespołach, klubach młodzieżowych i na weselach. To było jednak za mało. Bowie nie tyle dążył do osiągnięcia czegoś więcej, ale on po prostu wiedział, że to więcej wkrótce nastąpi. Stąd już jako 19-latek, wiedziony tą pewnością, zmienił swoje prawdziwe imię i nazwisko David Robert Jones, by nie być mylonym z wokalistą popularnego wówczas zespołu The Monkees Davy. Nie mylił się. Przełomowy moment przyszedł bardzo szybko.

    Wykorzystać #GameChanging moment

    Singiel „Space Oddity”, wydany w czasie pierwszego lądowania ludzi na Księżycu, przyniósł przełom w karierze Bowiego. Powtarzany jak mantra fakt o zbiegu okoliczności i niezwykle trafnym momencie, to jednak wyłącznie część legendy o słynnym rockmanie. W rzeczywistości utwór powstał znacznie wcześniej, znajdując się na jednej z pierwszych płyt artysty. Przeszedł jednak całkowicie bez echa.

    To sam Bowie właśnie, w chwili powodzenia misji Apollo 11, wydał utwór powtórnie w całkowicie nowej aranżacji i z odmienionym teledyskiem. I to był ten jeden game changing moment, którym nasz artysta rozpoczął prawdziwą rewolucję: artystyczną i społeczną.

    „Nie widzę żadnych granic między jakąkolwiek formą sztuki. Myślę, że wszystkie są ze sobą całkowicie powiązane”. Mówiąc to Bowie miał na myśli również sztukę życia. To właśnie w tym przeboju stworzył swoje pierwsze alter ego – Major Tom zapowiadał przyjście Ziggy’ego Stardusta.

    „Rock and rollowy mesjasz”

    Zdjęcie Bowiego ubranego w męską suknię od Michaela Fisha na okładce The Man Who Sold The World antycypowało jedne z najbardziej rewolucyjnych i awangardowych wydarzeń lat 70-tych XX wieku: przyjście Ziggy’ego Stardusta.

    Dziwna istota z Marsa, która osiąga muzyczny sukces śpiewając piosenki o końcu świata, a jednocześnie przekazując ludziom hipisowskie hasła wolności i miłości pojawiła się nie tylko na płycie, ale zaistniała w przestrzeni realnej. Bowie nawet podczas konferencji prasowych promujących swoje dzieło występował jako kosmita.

    Moja cała osobowość została naruszona. Stało się to bardzo niebezpieczne. Naprawdę miałem wątpliwości, co do integralności mojej psychiki.

    Bowie nie bał się jednak przekroczyć granicy. Jak sam wyznawał ta płyta miała być opisem jego odczuć oraz reakcji na temat sławy. Konfliktu wyobrażeń i rzeczywistości; rozpadzie współczesnego społeczeństwa. Odcisnęła ona piętno nie tylko na całym pokoleniu muzyków, ale uznana została (oficjalnie m.in. przez magazyn „Melody Maker”, nieoficjalnie przez cały świat) za jeden z najważniejszych albumów wszech czasów.

    „Sama sława… naprawdę nie daje Ci nic więcej niż dobre miejsce w restauracji”

    Nie o sławę Bowiemu bowiem chodziło. Jako prawdziwemu #GameChanger’owi zależało mu na zmianie świata. Gdy w roku 2003 otrzymał propozycję otrzymania rycerskiego tytułu od samej królowej Elżbiety – odmówił.

    Nigdy moim celem nie było otrzymanie czegoś takiego. Naprawdę nie wiem po co to jest. Nie po to pracowałem przez całe życie. (…) Sama sława… naprawdę nie daje Ci nic więcej niż dobre miejsce w restauracji.

    Bowie stał się główną postacią świata artystycznego na niemal 4 dekady. Międzynarodowe uznanie przyniosła mu nie tyle jego twórczość, co jej koncept i bezkompromisowy społeczny przekaz.

    Jako eksperymentator w muzyce przyczynił się do powstania nowej fali, new romantic oraz industrialnego rocka. Jako symbol androgynicznego piękna łamał seksualne tabu. Jako intelektualista starał się edukować społeczeństwo. Zapytany o 3 najważniejsze dla niego książki (spośród biblioteki składającej się z 70 tys. tomów!) wybrał: „Rok 1984” Orwella, „Lolitę” Nabokova oraz „Ziemię jałową” Elliota. Jako społeczny wizjoner antycypował przyszłość.

    Wystarczy spojrzeć na jego rozmowę z Jeremy’m Paxmanem z BBC na temat „nowomodnego wynalazku”. Mowa była o Internecie. Dziennikarz twierdził, że jego potencjał jest zdecydowanie przesadzony i szybko się wyczerpie. Bowie nie tylko się z nim nie zgodził, ale dostrzegł w Internecie początek zmiany relacji między artystą i publicznością.

    „To miejsce gdzie rozpocznie się nowy proces demistyfikacji; przełamania barier” – mówił i sam postanowił wydać singiel wyłącznie online, a następnie uruchomić własnego dostawcę usług internetowych. BowieNet przetrwało do 2012 roku.

    On natomiast przetrwał znacznie dłużej. I nie chodzi o wygranie rankingu „Artysta rockowy z największą liczbą sprzedanych albumów w dziejach”. Dowiedziawszy się o jego śmierci, brytyjski premier David Cameron publicznie oświadczył: „Muzycznie, twórczo, artystycznie David Bowie był geniuszem”.

    Gwiazda, planetoida, pająk

    „Znajduję wolność jedynie w sferze własnej ekscentryczności” – powtarzał Bowie i zawsze szedł własną ścieżką, nawet gdy była ona społecznie nieakceptowana i odrzucana. Dlatego też w sposób ekscentryczny został upamiętniony.

    Po śmierci artysty belgijska stacja radiowa poprosiła obserwatorium astronomiczne o nazwanie nowego asteryzmu (złożonego z siedmiu gwiazd tworzących charakterystyczny kształt błyskawicy) na cześć Bowiego. Jego imię otrzymała również zaobserwowana po raz pierwszy w 2003 roku planetoida o niezwykle oryginalnej orbicie między Marsem i Jowiszem. A w końcu nasz #GameChanger upamiętniony został w postaci nietuzinkowego pająka. Heteropoda davidbowie wyróżniają nie tylko rozmiary, ale przede wszystkim wygląd.

    Podoba Ci się ten artykuł?
    Oceń:

    Odmień z nami swój
    biznes online

    Postaw przed nami wyzwanie, opowiedz o problemie. My staniemy do walki.