Termin Inteligencji Emocjonalnej (EQ) zaproponowany przez Daniela Golemana przyjął się tak bardzo, że trudno sobie wyobrazić sytuację, by koło Ilorazu Inteligencji nie wymieniać od razu Inteligencji Emocjonalnej.
Wiele badań wskazuje na relację emocje–wiedza jako 70–30% ważności. I tutaj, moim zdaniem, warto się zatrzymać i raz na zawsze rozdzielić te wartości, by każda szła swoją, niezależną drogą. Zdobywanie wiedzy, umiejętność zarządzania informacją, ścieżki wyboru – wszystko to ma kluczowe znaczenie dla Menedżerów konkretnych dyscyplin.
Inteligencja Emocjonalna powinna rozwijać się autonomicznie. Zestawianie procentowe ważności poszczególnych Inteligencji odbiera jakość każdej z nich. Co oznacza, że posiadamy 70% Inteligencji Emocjonalnej?
Czym jest Inteligencja Emocjonalna?
Głównym założeniem Inteligencji Emocjonalnej jest, by umieć rozpoznawać i nazywać własne emocje. To klucz, by w ogóle się nią posługiwać. Wielu teoretyków wyróżnia kilka fundamentalnych emocji – według Paula Eckmana są to:
- radość,
- smutek,
- wstręt,
- złość,
- strach.
Od tych 5 tworzymy pochodne. Najdłuższe listy opiewają na około 400 różnego rodzaju stanów emocjonalnych, uczuć oraz nastrojów.
W pierwszej chwili, kiedy chcemy nazwać emocję, mamy bardzo dużą trudność. Na pytanie, jak się czujesz, słychać odpowiedź: dobrze, okay, średnio. Nikt nie odpowiada: czuję radość, czuję smutek, czuję złość. W naszej kulturze taka odpowiedź zostałaby przyjęta z ogromnym zdziwieniem. Niemniej my tworzymy kulturę własnego otoczenia, możemy zatem ją zmieniać i kreować według własnych potrzeb.
Największą ciekawostką w pracy z Inteligencją Emocjonalną, kiedy uczymy się nazywać nasze emocje, jest dobór słów, znalezienie adekwatnego określenia. Kiedy dostajemy listę z podpowiedzią, to bardzo trafnie umiemy wybrać, które dokładnie emocje nam towarzyszą – wybieramy nawet pomiędzy takimi, których różnica jest subtelna np. ciekawość i zainteresowanie.
Wniosek nasuwa się jeden: emocji można się nauczyć, a od nazywania przechodzimy do określenia intensywności. Nie każda złość jest bardzo duża, czasem to irytacja czy frustracja. Nie każde rozczarowanie niesie za sobą żal.
W jaki sposób nazywamy emocje?
Nazwanie emocji obniża jej intensywność o około 50%. W przypadku trudnych emocji, ta intensywność ma ogromne znaczenie. Zjawisko to nazywane jest w psychologii affect labeling (po polsku: etykietowanie afektu). Tłumacząc znaczenie, mówimy o umieszczaniu uczuć/emocji w słowach. W szczególności odnosi się to do idei, zgodnie z którą wyraźne nazwanie swojego stanu emocjonalnego skutkuje redukcją świadomego doświadczenia, reakcji fizjologicznej i/lub zachowania, wynikającego z tego stanu emocjonalnego.
Etykietowanie afektów jest rozszerzeniem prostej koncepcji, według której mówienie o swoich uczuciach może poprawić samopoczucie. Chociaż pomysł ten był używany w psychoterapii od ponad wieku, formalne badania nad etykietowaniem afektywnym rozpoczęły się dopiero w ostatnich latach.
Pierwszym poziomem dojrzałości menedżera i dojrzałości jego zespołu jest umiejętność mówienia o emocjach i umiejętność nauczenia tego innych. Taka postawa wymaga odwagi i zmierzenia się ze stereotypami panującymi w biznesie: że emocji tam nie ma. A w myśl zasady: jaki lider taki lidership, umiejętności tej najpierw wymagamy od osoby zarządzającej.