O komunikacji w czasie pandemii
Co skłoniło Panią do podjęcia tematu komunikacji międzyludzkiej w sferze zawodowej? Czy obecnie panuje brak wiedzy na temat tego, jak powinno się porozumiewać w pracy?
– Wiedza o tym, jak rozmawiać w relacjach zawodowych, jest ogromna i ogólnie dostępna. A jednocześnie wciąż za mało praktykowana, choć jej niestosowanie stanowi najczęstszą przyczynę trudności w tych relacjach, nieporozumień i konfliktów. Pracuję w firmie szkoleniowej, która od lat prowadzi warsztaty dotyczące m.in. tzw. komunikacji i jej najróżniejszych odmian w relacjach zawodowych. To są tematy najpowszechniej spotykane na rynku edukacji ludzi dorosłych. Jednak sama obecność na szkoleniach nie „załatwia” sprawy.
Ludzie na ogół uświadamiają sobie znaczenie tego, jak się porozumiewają, gdy osobiście dotknie ich jakaś trudna sytuacja. A i wtedy najczęstszą reakcją jest oczekiwanie, by to druga strona „coś” zmieniła w podejściu, „jakoś” zaczęła inaczej się zwracać. Pokłosie feudalnego podejścia do stosunków pracy w Polsce (głęboko zakorzenione, o czym pisze od lat prof. J. Hryniewicz) odzywa się wciąż w oczekiwaniu pracowników, że to szefowie powinni dbać o właściwy sposób rozmawiania z pracownikami, rozumieć, jakie to ma znaczenie motywacyjne i stosować właściwe narzędzia komunikacyjne. I często wygląda to tak, że pracownicy czekają, jak zachowają się ich szefowie, a ci nie umieją inaczej niż tak, jak to robią zwyczajnie, i błędne koło trwa.
Ta bylejakość w porozumiewaniu się jest bardzo charakterystyczna w polskich relacjach zawodowych (i nie tylko). Ale ona nie dotyczy wyłącznie osób na stanowiskach kierowniczych – wszyscy mamy z nią trudność. A źródłem jest, uważam, kulejąca edukacja z lat szkolnych. Dzieci, zwłaszcza te w drugiej połowie szkoły podstawowej i na dalszych etapach edukacji, nie są uczone w sposób wystarczający tego, jaki jest związek sposobu mówienia z tym, co same czują, jak nastawiają się wobec drugiej osoby. Nie rozumieją własnych potrzeb ani przeżywanych emocji, za to przechodzą straszny w skutkach „trening” tłumienia uczuć i życia w ciągłej frustracji (związanej z niezaspokojonymi potrzebami). To musi się odbić na tym, jak później wchodzą w relacje z innymi ludźmi i jak ich traktują.
Książka „Jak to powiedzieć?” powstała w czasie związanego z pandemią lockdownu. Czy uważa Pani, że czas izolacji, home office wpłynął na jakość rozmów prowadzonych w pracy?
– Zmiana trybu pracy okazała się dla wielu środowisk ogromną konfrontacją, jak rozumiemy i jak praktykujemy zawodowe relacje. Deklaracji na ten temat od lat widzimy i słyszymy mnóstwo. To taki wytrych PR-owy, właściwie każda firma czy instytucja głoszą, jak bardzo dla nich liczą się ludzie, relacje i jakość stosunków międzyludzkich. Tych, które naprawdę rozumieją, o czym mówią i jak o to dbać, jest bardzo niewiele.
Oczywiście generalizuję, bo w każdym miejscu pracy spotyka się ludzi, którzy cieszą się autorytetem i opinią, dbających o relacje i potrafiących porozumiewać się konstruktywnie, z życzliwością itp. Ale pandemii i zmianom w formule pracy towarzyszyła i towarzyszy dalej cała gama stresów, o których bardzo często menadżerowie nie potrafili rozmawiać z pracownikami. Wielokrotnie zetknęłam się od marca 2020 roku, że tzw. trudne tematy rozmów są omijane i pomijane, bo menadżerowie nie wiedzą, „jak to powiedzieć”. Przykładowe trudne tematy wymieniam w mojej książce.