Jedni publikują wyrazy wsparcia, inni przekazują potężne dotacje, jeszcze inni instruują pracowników – tak m.in. wyglądają protesty w USA. Tragiczne wydarzenia i śmierć czarnoskórego George’a Floyda wywołały spore poruszenie nie tylko na ulicach i w mediach społecznościowych. Głos w sprawie rasizmu zabrały wielkie korporacje. Do tej pory pieniądze lubiły spokój, dziś wybierają wyraziste opinie i zaangażowanie w ważne społecznie kwestie.
Plądrowane sklepy i płonące radiowozy. Tłum wdzierający się do siedziby stacji CNN i demolujący jej hol. Prezydent Donald Trump przez godzinę chowający się w specjalnym bunkrze, gdy przed Białym Domem wybuchają zamieszki. Mężczyzna z łukiem mierzący do demonstrantów i rozpędzona ciężarówka wjeżdżająca w protestujących. Policja rozpędzająca gazem pokojowych demonstrantów, gwardia narodowa strzelająca gumowymi kulami do przechodniów.
To tylko kilka obrazków z ostatnich dni. Ameryka wrze, a protesty przeciwko narastającemu problemowi rasizmu w USA zamieniły się w uliczne burdy i starcia z policją.
I can’t breath
Ich symbolem stało się hasło I can’t breathe. To krótkie zdanie czarnoskóry George Floyd rozpaczliwie powtarzał kilkukrotnie. W tym czasie był duszony przez białego policjanta. Pomimo wielu próśb ze strony przypadkowych przechodniów, funkcjonariusz przez ponad osiem minut nie zwolnił nacisku kolana na szyję umierającego mężczyzny. Floyd nie był agresywny, nie dokonał wcześniej żadnej zbrodni, nikogo nie zabił, nie napadł na policjanta. Podejrzany był o… zapłacenie w sklepie fałszywym banknotem.
Nagranie z interwencji przelało czarę goryczy i wywołało protesty w niemal całych USA. Inicjatywę Black Lives Matter wsparli politycy, celebryci, zwykli Amerykanie i dość nieoczekiwanie – wielkie korporacje.