Efektywność stała się bardzo ważna. Wymagamy jej od siebie i innych. Bycie produktywnym nie jest jednak łatwe. W natłoku zadań, newsów, e-maili i innych rozpraszaczy uwagi trudno o właściwe zarządzanie czasem, dokonywanie odpowiednich wyborów i konsekwentne realizowanie wyznaczonych celów, a skutkiem popełnionych błędów, poza niepowodzeniem, jest narastający stres i poczucie przytłoczenia. Na szczęście tak być nie musi. Dzięki metodzie Getting Things Done wykonasz wszystkie ważne zadania, zwiększysz swoją kreatywność, a dodatkowo odzyskasz spokój i radość z życia. – opis książki
Przyznam, że dość sceptycznie podchodzę do publikacji motywacyjnych. Zazwyczaj po kilku rozdziałach porady zaczynają mnie nudzić, niekiedy nawet irytować. Bałam się, że w przypadku „Getting Things Done w praktyce” będzie podobnie – dopóki nie zajrzałam do środka.
Tabelki, wykresy, infografiki, kalendarze, cytaty, miejsca na notatki – wszystko to sprawia, że czyta się ją szybko, a jeszcze szybciej i chętniej wypełnia własnymi treściami. Publikacja została doskonale dostosowana do nowych czasów i nowoczesnego odbiorcy, zarówno graficznie, jak i językowo. Przykłady i lekcje są ciekawie przygotowane, zadania tak różnorodne, że niemożliwe wydaje się, aby zwyczajnie „przeczytać” tę książkę, bez zaangażowania w ćwiczenia.
Książka podzielona jest na „ruchy”, a każdy z nich skupia się na innym zadaniu i lekcji. Allen nie tylko – jak obiecuje tytuł – pomaga zwiększyć efektywność bez stresu, ale także skłania ku poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: które z celów, jakie sami przed sobą stawiamy, są ważne? Które z nich powinny doczekać się realizacji, a jakie są jedynie ślepą gonitwą? To nie jest książka „kołczingowa”, to publikacja, która pozwala lepiej poznać siebie – i to nie tylko zawodowo.
Czy na pewno po lekturze udaje się być bardziej efektywnym? Myślę, że wiele zależy od zaangażowania. Allen pokazuje pewne kroki, ćwiczenia, ale to czytelnik decyduje, czy trening będzie trwał dłużej, czy zakończy się wraz z czytaniem. Na pewno dawka motywacji jest spora, a za ogromny plus książki uważam to, że nawet jeśli mój zapał opadnie, to pewne wnioski, do których doszłam podczas ćwiczeń, zostaną na dłużej.
Czy coś podczas lektury mi przeszkadzało? Mała drobnostka. Chociaż nie można zaprzeczyć, że David Allen to ekspert w swoim fachu, to gdy pojawiały się kolejne cytaty, miałam ochotę „posłuchać” innego głosu. Myślę, że to wprowadziłoby trochę urozmaicenia do lektury. Jednak z pewnością nie można braku wypowiedzi innych ekspertów uznać za błąd – metoda GTD to podwórko Allena.