United Colors of Shockvertising
Jeżeli chodzi o shockvertising, Benetton jest tą marką, która na myśl przychodzi jako pierwsza. I nie bez przyczyny. Absolutnym królem shockvertisingu aż do dziś pozostaje Oliviero Toscani. Tworząc swoje niezapomniane projekty, zadał kłam podstawom shockvertisingu. Uważa się, że za jego pomocą udaje się przebić się do opinii publicznej z konkretnym produktem lub problemem społecznym. Do tego wspiera on jedynie krótkookresową strategię sprzedaży. Toscani udowodnił, że szokując, można wydobyć markę z niebytu i przebić się do masowej świadomości na całe dziesięciolecia.
W latach 80. i 90. Benetton postawił na reklamę, która przypominała kampanie społeczne. Billboardy przedstawiały między innymi amerykańskich skazańców czekających na egzekucję, rodzinę przy łóżku umierającego na AIDS mężczyzny, noworodka połączonego pępowiną z chorą na HIV matką, zakrwawione ubranie poległego serbskiego żołnierza. Zamiast wyidealizowanych modeli – ludzie z krwi i kości. Pomysł był prosty – w swoich kampaniach marka pokazywała nie ubrania, a aktualne problemy świata, oczywiście z logo Benetton. Kupowanie produktów tej konkretnej marki stało się swego rodzaju ideologiczną deklaracją – manifestem przywiązania do takich wartości, jak równość, tolerancja i akceptacja.
Wzniosłe idee swoją drogą, a pomysł na zaistnienie swoją. Rozgłos, jaki dawały marce kolejne zdjęcia Toscaniego, sprawił, że Benetton był regularnie obecny w prasie i na sali sądowej. Poza tym firma skupiła się w ten sposób na rozpropagowaniu nazwy i logo, zamiast konkretnych produktów, których w asortymencie miała setki.
Dolce&Gabbana czyli ekskluzywnie i bez gustu
Benetton nie jest jedyną marką odzieżową, która chce napędzić sprzedaż poprzez kontrowersje. Po takie chwyty sięgali też najwięksi, choć nie zawsze z dobrym skutkiem. Włoski dom mody wywołał spore zamieszanie publikując dwa zdjęcia. Pierwsze przedstawiało grupę mężczyzn ubranych w garnitury; jeden z nich leży zakrwawiony na ziemi, a dwaj inni celują w niego nożami. Druga reklama przedstawiała natomiast dwóch mężczyzn podtrzymujących kobietę z nożem w ręku i raną na piersi.
Dolce&Gabbana wyjaśniała, że reklamy zostały zainspirowane znanymi obrazami autorstwa Delacroix i Davida, szczególnie że nowa kolekcja nawiązywała do epoki napoleońskiej. To tłumaczenie nie przekonało ani czytelników „The Times” i „Daily Telegraph”, w których ukazały się reklamy, ani brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości.
Przeczytaj także: Czym jest slogan reklamowy i czemu warto go mieć?
Rok 2007 generalnie był dla giganta świata mody dość pechowy, bo po tym, jak D&G zarzucono pochwalanie przemocy, marka spotkała się z krytyką za reklamę ze sceną przypominającą gwałt. Zdjęcie, które wywołało falę protestów, a ostatecznie zostało wycofane z hiszpańskiego i włoskiego rynku, przedstawiało leżącą kobietę, nad którą nachylał się półnagi mężczyzna w otoczeniu trzech innych modeli.
Wybaczcie nam, nie chcieliśmy nikogo obrażać, zwłaszcza kobiet. Uważamy je za królowe i dajemy tego nieustanne dowody tego w czasie naszych pokazów – kajali się wówczas Domenico Dolce i Stefano Gabbana.